poniedziałek, 6 lipca 2015

Od Victorii

Obudziłam się z koszmaru. Tak. To był tylko koszmar! Ci ludzie na pewno się tu nie dostali. A ja żyję. Żyję! Właśnie umarłam we śnie.. Dziwne uczucie, tak umrzeć i się znowu obudzić. Wzięłam do ręki mój "Zeszyt snu". Zapisuje je sobie od kiedy pamiętam. Zapisywanie zawsze mi pomagało. Wyszło coś takiego:

 Był słoneczny dzień. Jak zwykle (przynajmniej mi się tak wydawało,bo mimo,że na jawie tego miejsca nie znam,to we śnie jakbym była tam nie pierwszy raz) siedziałam na jakimś  balkonie. W tedy usłyszałam syreny,które oznaczają alarm. Uniosłam się w górę,by zobaczyć, co do cholery się ty wyrabia. Zobaczyłam pełno ludzi. Normalnych ludzi. Stali na szczytach. Otoczyli nas. Było ich pełno. Zaczął się atak. Chciałam uciec,ale ktoś na mnie naskoczył. Była to moja ludzka przyjaciółka- Hellen.
 -Hela, nie zabijaj mnie. To ja- Victoria!
 -Jesteś potworem!-wrzasnęła i mnie zabiła.

Potem się obudziłam.To było dziwne....

Spojrzałam na zegarek. Była już dwunasta! Czas się gdzieś przejść. Pobyć w samotności. Może.. Las?Tam jest tyle cienia. Wzięłam pierwszą-lepszą książkę i wyszłam. Jako wiatr bardzo szybko znalazłam się w lesie. Znalazłam śliczną polankę, wyjęłam szkicownik i przeglądałam swoje rysunki. Rysowanie to "dar" rodzinny. Każdy z Lavertów umiał jako tako rysować. Mnie to też nie ominęło. Niby fajnie jest umieć rysować,ale przypomina mi to o mojej "rodzinie"... Nie no.. ja nie mam rodziny. Zawsze byłam wyrzutkiem i ciężarem. Teraz się od nich uwolniłam i cieszę się,że nikt tu jeszcze nie zawędrował... A co jeśli? Co jeśli przybędzie tu ciotka Charlotte? Wujek Emanuel? Kuzyni, którzy zawsze ze mnie drwili? A może oni nie żyją? Na te pytania raczej nie chcę znać odpowiedzi.. W tedy poczułam na sobie czyiś wzrok. Powoli się odwróciłam. Za mną stał ogromny niedźwiedź. Przyglądał mi się badawczo.
 -Zmiennokształtny?- spytałam,ale nie zareagował.. Prawdziwy niedźwiedź. Powoli zaczęłam się wycofywać. Nie odpuszczał. Szybko rzuciłam mu kanapkę i uciekłam. Zawsze mam pecha co do zwierząt. Raz pogryzł mnie pies. Goniła mnie już chyba setka przeróżnych zwierząt. Dlatego za nimi nie przepadam.. Taki.. Uraz? Nie wiem jak to nazwać. I w tedy się potknęłam. Leżał tam wilk.
 -Już po mnie-pomyślałam. I w tedy wilk się podniósł. Przyglądał mi się. Ja mu też. Był taki ogromny, a jego oczy takie... ludzkie. Patrzył na mnie z pretensją.
 -Przepraszam,że na ciebie wpadłam, wilku.
Ten kiwnął łbem i skrył się w krzakach. Po chwili wyszedł z stamtąd chłopak.
 -Gdzie on jest?-spytałam rozglądając się.
 -Kto?-spytał zdziwiony chłopak.
 -Ten wilk...-przyjrzałam się chłopakowi. Jego oczy były identyczne,jak tego wilka.- A.. to ty... Jestem Victoria.
-Theo.


Theo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz