Biegłam ile sił w łapach. Jeszcze kawałek, jeszcze trochę. Usłyszałam strzał, byli blisko. Byłam już tak blisko gór, wreszcie zaczęłam wspinać się. Nie wiem ile czasu minęło, kiedy wreszcie udało mi się przekroczyć granice. Jeszcze tylko droga w dół. Na zboczach był jeszcze śnieg. Ostrożnie stawiałam łapy, które zanurzały się w śniegu. Usłyszałam wycie, odwróciłam się i zobaczyłam, że ktoś mnie goni. Dokładniej biało-czarny wilk. Zaczęłam uciekać. Ten ktoś był blisko. Praktycznie czułam jego oddech na plecach. W pewnym momencie potknęłam się i zaczęłam zjeżdżać się po zboczu. Musiałam uderzyć w jakiś kamień. Pisnęłam z bólu. Wreszcie upadłam na dole. Nie miałam siły się podnieść. Postać wilka zniknęła, znów byłam osiemnastolatką. Byłam ubrana, w krótkie spodenki i bluzkę na ramiączka, przez co od razu odczułam zimno. Podniosłam się i otrzepałam ze śniegu.
-Kim jesteś?-Usłyszałam i obróciłam się w tamtym kierunku. Blondyn wpatrywał się we mnie błękitnymi oczami.
-A jak myślisz?-Odparłam, a chłopak westchnął.
-Chodź ze mną.-Mruknął, a ja pokręciłam przecząco głową.
-Nie, dzięki. Poradzę sobie sama. Już zrobiłeś swoje.-Stwierdziłam, a nieznajomy zrobił krok w moją stronę.
-Nie moja wina, że zaczęłaś uciekać.-Starał się usprawiedliwiać.
-Nie moja wina, że zacząłeś mnie gonić.-Odparłam, a chłopak uśmiechnął się.
-Jakie to dziecinne.-Stwierdził, w końcu ze śmiechem.
-Może masz racje.-Powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
Theo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz