Zaczekałem na dziewczynę w poczekalni. Może i nie jestem dżentelmenem ale wiem jak postępować z płcią przeciwną. Mimo że mój ojciec to istny pies na baby, tu ironia jest aż zbyt przesadna, a ja przejąłem tą cechę to szanuję innych i o nich się martwię. Niektórzy się tego po mnie nie spodziewają ale mam dobre serce. Skrywam je dosyć głęboko by nikt nie mógł tego wykorzystać. Gdy dziewczyna wyszła z gabinetu wyglądała na zdziwioną. Pewnie nie myślała że z nią zostanę. Jednak jej reakcja nie była taka jakiej oczekiwałem.
-żartujesz - prychnąłem.
-Czemu tak uważasz? Czyżby znowu ten twój wilczy węch - wypowiadając dwa ostatnie słowa w powietrzu zakreśliła cudzysłowie.
-Ty nie masz powodzenia? Błagam dzisiaj rzuciły się na ciebie dwa niedźwiedzie. Musiały uważać cię za bardzo atrakcyjną - zaśmiałem się a dziewczyna posłała mi kuksańca.
-Wszystko obracasz w żart? -spytała z nutą ironii.
-Tylko jeśli czuję taką potrzebę. Boli cię dalej noga? -spytałem a w moim głosie dało się usłyszeć troskę.
-Nie -odpowiedziała.
-Kolejne kłamstwo. Mnie nie oszukasz młoda damo.
Złapałem jej zimną dłoń. Moje żyły rozszerzyły się i zabarwiły na kolor czarny. Usta dziewczyny, które wcześniej były zaciśnięte powoli się otwierały. Zabierałem jej ból, który dla mnie był nieszkodliwy.
-Jak to zrobiłeś?
-Nauczył mnie tego przyjaciel - westchnąłem.
Vic? Małpki, niedźwiedzie... co potem ? xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz