Ból przeszedł w mgnieniu oka. I to wszystko dzięki magicznej sztuczce wilkołaka.
-Myślałam,że magia to specjalność czarodziejów.
-Czyżby?-powiedział chłopak.- Dobra chodźmy z tego szpitala.
-Masz rację.
-Pomogę ci iść-powiedział chłopak.
-Nie trzeba,przecież mnie dopiero co mnie cudownie uleczyłeś..
-Kurde, mogłem tego nie robić-powiedział z uśmieszkiem Theo.
-Mogłeś tego nie robić-stwierdziłam.
Wyszliśmy ze szpitala. Droga minęła nam w ciszy. W tedy Theo ją przerwał.
-Co miałaś na myśli, mówiąc "Zawsze byłam piątym kołem u wozu"?
-To długa historia....
-Mamy czas-powiedział wilkołak. Wiedziałam,że z nim nie wygram. Jest zbyt nieustępliwy.
-Moi rodzice pochodzili z dwóch nienawidzących się rodzin. Kłócili się przez jakby to powiedzieć.. Poglądy?
-Poglądy? Przez to się nienawidzą?-zdziwił się Theo.
-Rodzina ojca uważa nasze moce za dary. Rodzina matki natomiast za przekleństwo. Ale to szczegół... To moja matka zaszła w ciąże i jak mnie zobaczyła to umarła. Zostawiła mnie ze swoją głupią rodziną,która wychowywała mnie na człowieka i zabroniła mi widywania się z ojcem do tego stopnia,że nie przejęłam jego nazwiska. No i jak dorosłam to dowiedziałam się o śmierci ojca,którego nawet nie znałam.. bo on nawet nie chciał mnie poznać... No i dowiedziałam się,że.... - Tu się zastanowiłam. Lepiej nie mówić praktycznie nieznajomemu o pieniądzach.
-Dowiedziałaś się,że?-spytał Theo.
-Y... nieważne. ... Ale postanowiłam uciec i jestem tu.. A jak jest u ciebie?
Chłopak zignorował moje pytanie... Widocznie on nie uporał się z jego historią.. Powoli dochodziliśmy do hotelu. W ciszy. Mieliśmy już wejść,lecz Theo się zatrzymał.
-Co się stało?-spytałam.
-Ktoś tu jest...
Theo? nie wiem? pieski? kotki? wilki? :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz