piątek, 10 lipca 2015

Od Victorii-CD Theo

 Ból przeszedł w mgnieniu oka. I to wszystko dzięki magicznej sztuczce wilkołaka.
 -Myślałam,że magia to specjalność czarodziejów.
 -Czyżby?-powiedział chłopak.- Dobra chodźmy z tego szpitala.
 -Masz rację.
 -Pomogę ci iść-powiedział chłopak.
 -Nie trzeba,przecież mnie dopiero co mnie cudownie uleczyłeś..
 -Kurde, mogłem tego nie robić-powiedział z uśmieszkiem Theo.
 -Mogłeś tego nie robić-stwierdziłam.
Wyszliśmy ze szpitala. Droga minęła nam w ciszy.  W tedy Theo ją przerwał.
 -Co miałaś na myśli, mówiąc "Zawsze byłam piątym kołem u wozu"?
 -To długa historia....
 -Mamy czas-powiedział wilkołak. Wiedziałam,że z nim nie wygram. Jest zbyt nieustępliwy.
 -Moi rodzice pochodzili z dwóch nienawidzących się rodzin. Kłócili się przez jakby to powiedzieć.. Poglądy?
 -Poglądy? Przez to się nienawidzą?-zdziwił się Theo.
 -Rodzina ojca uważa nasze moce za dary. Rodzina matki natomiast za przekleństwo.  Ale to szczegół...  To moja matka zaszła w ciąże i jak mnie zobaczyła to umarła. Zostawiła mnie ze swoją głupią rodziną,która wychowywała mnie na człowieka i zabroniła mi widywania się z ojcem do tego stopnia,że nie przejęłam jego nazwiska. No i jak dorosłam to dowiedziałam się o śmierci ojca,którego nawet nie znałam.. bo on nawet nie chciał mnie poznać... No i dowiedziałam się,że.... - Tu się zastanowiłam. Lepiej nie mówić praktycznie nieznajomemu o pieniądzach.
 -Dowiedziałaś się,że?-spytał Theo.
 -Y... nieważne. ... Ale postanowiłam uciec i jestem tu.. A jak jest u ciebie?
Chłopak zignorował moje pytanie... Widocznie on nie uporał się z jego historią.. Powoli dochodziliśmy do hotelu. W ciszy. Mieliśmy już wejść,lecz Theo się zatrzymał.
 -Co się stało?-spytałam.
 -Ktoś tu jest...


Theo? nie wiem? pieski? kotki? wilki? :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz