-Dałabym sobie radę-odpowiedziałam.
-Oczywiście-odpowiedział chłopak, uśmiechając się.
-Czyżbyś wątpił w moje umiejętności?
-Nie śmiałbym-odpowiedział zawadiacko wilkołak, nadal się uśmiechając.
-Ta zniewaga krwi wymaga!-krzyknęłam żartobliwie. Już miałam go gonić,gdy noga dała o sobie znać. Rana bolała niemiłosiernie. Już miałam upaść,gdy chłopak mnie złapał,ale pod wilczą postacią. Zaczął gdzieś biec. Ja na jego grzbiecie. Dobiegliśmy do szpitala.
-Po co?-spytałam,będącego już w ludzkiej skórze chłopaka.
-Jeszcze się pyta.. Niech ci zbadają te nogę.
-Do wesela się zagoi. Jeszcze u istoty nadprzyrodzonej...
-Może wystąpić zakażenie albo amputacja nogi..
Nie odpowiedziałam nic. I tak nie ma po co się z nim kłócić,bo to on jest teoretycznie zdrowy a ja ranna. Weszliśmy do szpitala,gdzie przeczyścili mi ranę i założyli opatrunek. Nie było to nic strasznego. Wychodząc z gabinetu,zauważyłam,że Theo czekał. Pewnie ma tu kogoś,lecz kiedy ja zamierzałam podejść po swoje rzeczy,ten mnie uprzedził.
-I co czym się tam zaraziłaś? Wścieklizną?
-Niczym... A ty nie masz domu?
-Mam a co?
-To po co na mnie czekałeś?
-Tak odpowiadasz na moją życzliwość?
-Nie po prostu...-tu zastanowiłam się, jak powiedzieć to,żeby nie zabrzmiało,jakbym kokietowała, flirtowała czy coś.-Nie jestem przyzwyczajona,że ktoś na mnie czeka... Od dziecka jestem piątym kołem u wozu...
Theo? "nagle drugi wziął mnie od tyłu" xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz